-
Numer 12
Pismo sponsoruje Senat RP
Boże Narodzenie i cud przy żłobku
Szanowna Redakcjo!
W mojej domowej bibliotece jest bardzo ciekawa i bardzo stara (ma ponad 100 lat) książka pod tytułem "Królowa Niebios". Wydana w 1894 roku w Warszawie. Jej autorami są Maryan Gawalewicz i Piotr Stachiewicz. Są to legendy o Matce Boskiej. Być może warto z okazji Bożego Narodzenia umieścić w naszej gazecie urywek z tej książki?
J. Pietruszko, Bałtijsk
Redakcja serdecznie dziękuje naszej stałej Czytelniczce pani Janinie Pietruszko za nadesłany fragment i chętnie oferuje go uwadze Czytelników.
...W królewskim pokoleniu Dawida zakwitła lilia - dziewica, której anioł zwiastował, że ma być matką Zbawiciela, Syna Bożego, a ona z pokorą zwiesiła głowę i szepnęła:
- Otom ja służebnica Pana mego, niech mi się stanie według słowa twego!
Chodziła Panna Najświętsza po świecie, aż kiedyś zaszła do chaty
ubogiego kmiotka i w Kmiecej chacie prosiła o nocleg, bo indziej miejsca dla siebie nie miała.
Psy wiejskie spotykały ją na drodze i poklękały przed Nią, zamiast ujadać; poznały Panią z niebieskiego dwora, ale chłopek nie poznał, jakiego gościa ma pod swoją strzechą, więc jął się wymawiać, że noclegu dać nie może, bo chałupę ma ciasną, a dzieci dużo, miejsca brak...
- Moja śliczna pani, - rzeknie do Niej w końcu - zajdź chyba do mojej
szopy, tam przenocujesz spokojnie; w chacie nie mam kędy dać tobie noclegu.
O drugiej po północy wielka jasność nagle go zbudziła; wyjrzy na dwór, a tam nad szopą jego świeci gwiazda, ze wszystkich najjaśniejsza, a rój aniołów złotopiórych spadł na słomianą strzechę i jak stado gołębi kołuje nad nią i śpiewa, i raduje się i wesoło głosi, że panna powiła syna, z którego będzie: "chwała Bogu na wysokościach, a pokój ludziom dobrej woli na ziemi!.."
Wtedy kmieć ręce załamał zlękniony i biadać zaczął, i wyrzekać:
- Wolałbym leżeć z dziatkami pod progiem, a Tobie Boża Panno
odstąpić chatę całą, żebym był wiedział, coś za jedna! - żebym był wiedział!
W szopie zaś Jezus malusieńki drży od zimna a Matka rąbek z głowy zdejmuje na pieluszkę dla niego, garstkę ziół pod kolanka mu kładzie, słomą go okrywa i do snu kołysze piosenką: "Lulajże Jezuniu, lulajże, lulaj..." J nie chce posługi aniołów, których trzydzieści tysięcy gotowych czeka na Jej jedno skinienie, jeno sama się krząta około Dzieciąteczka, bo żaden anioł matki nie zastąpi. A wieść o Narodzeniu Bożym najsampierw leci do ubogich, do prostaczków, do pastuszków pod lasem i budzi ich ze snu i wzywa, aby pierwsi biegali witać Pana z nieba wysokiego, w żłobie złożonego na sianku, w ubóstwie wielkim, skromniuteńkiego, jak polny kwiatek, choć cały świat jest Jego dziedzictwem.
Z hymnem aniołów, z kołysanką Bożej Matki, mieszają się głosy pastuszków; małej Dziecinie na multankach grają i rozmaite figle stroją, aby Pacholątko Boże zabawę miało; skromne dary szczerym sercem niosą i proszą o przyjęcie, a w żłobku śliczny Jezus przygląda się temu i wdzięcznie się uśmiecha, i rączkę ku nim podnosi, jakby błogosławił.
Najświętsza krząta się w ubogiej szopie, pełnej niebieskich świateł i ziemskiego gwaru i dobrotliwie, i pobłażliwie zachęca do wesołości pastuszków, co z pokłonem pierwsi do Syna Jej przybieżeli.
J rojno, i gwarno, i wesoło było około kolebki Jezusowej, jakby się z nieba jasność i błogość wieczna wylały na ziemię...
A kmieć, co Bogu dał w szopie gościnę, prosty kmieć, kowal wioskowy z zawodu, cudem wynagrodzony był za nocleg owy; miał córkę, dziewczę miłe, ale kalekie, co się bez rąk urodziło i marny żywot wieść miało. Ono dziewczątko pod szopę się skradło, między anioły i pastuszki z kolędą, modre oczka miłosiernie na Jezusa zwróciło i stało pokorne, nieśmiałe i dziwiło się temu, co widziało. Więc Maryja Panna, gdy kawalątko kalekie ujrzała, litością zdjęta rzecze do córki Kmiecej:
- A podaj-no mi dziecko moje ze żłobu!.. Wtedy dziewczynie łzy
stanęły w oczach, przystąpiła bliżej ze smutkiem, i z żałością wielką
odezwała się.
- Jakoż ja niegodna podam, kiedym bez rąk?
- Sięgnij tylko, biedoto!..
A ta sięgnęła i nagle urosły jej ręce, którymi Jezusa Matce mogła podać,
więc jej dusza szczęściem wezbrała i zaczęła tą parą rąk urosłych w powietrzu machać, jak dwoma gałązkami świeżymi młoda brzózka na wiosnę, i śmiała się, i płakała, i biegła do chaty, wołając:
Oto mam ręce swoje, mam się czym modlić i czym pracować!..